Winicjusz postanowił zostać grabarzem, aby móc widywać się z Ligią. Petroniusz próbował jeszcze wyprosić na cesarze aby wypuścił córkę króla Ligów, lecz daremnie. Neron wymyślił nowe widowisko do którego potrzebna mu była zakładniczka i Ursus. Dziewczynę przywiązano do głowy tura, a jej towarzysz miał z nim walczyć.
Początki Kościoła. To zaskakujący opis. Bracia i siostry, którzy uwierzyli w Chrystusa, żyją bowiem – w relacji Dziejów Apostolskich – w sposób, którego jeszcze nikt nigdy nie doświadczył. Zdają się czerpać z jakiegoś tajemniczego źródła, dającego im moc przeżywania życia w zadziwiający sposób. Są prawdziwie wolni
Błagam więc was usilnie, przez miłość, którą ku wam w Jezusie i Maryi w sercu noszę, odmawiajcie codziennie, o ile wam czas pozwoli, cały różaniec, a w chwili śmierci błogosławić będziecie dzień i godzinę, kiedyście mi uwierzyli” – te słowa wielkiego mistyka i czciciela Maryi, Ludwika Marii Grignion de Montfort, są obietnicą, wobec której nie sposób przejść
Przeczytaj tekst, z którego usunięto trzy zdania. Wpisz w luki 7.1.–7.3. litery, którymi oznaczono brakujące zdania (A–E), tak aby otrzymać logiczny i spójny tekst. Uwaga: dwa zdania
Szatan w Nowym Testamencie W NT w przeciwieństwie do ST są bardzo liczne wzmianki o Szatanie, jako przeciwniku Bożych planów realizowanych przez Jezusa Chrystusa. Syn Boży wypełnia obietnicę daną przez Jahwe po upadku człowieka, że pewnego dnia ludzkość zatriumfuje nad swym wrogiem (Rdz 3, 15). Chrystus
Bogurodzica spełniała nie tylko rolę pieśni religijnej; jak odnotowuje m.in. Jan Długosz, rycerstwo polskie śpiewało ją przed bitwą pod Grunwaldem w roku 1410 jako pieśń bojową, a zarazem hymn narodowy (patrium carmen - pieśń ojczysta). Na początku XVI wieku zrodziła się tradycja wiążąca powstanie Bogurodzicy z osobą św.
. Witold Głowacki: Człowiek pędzi i pędzi, aż tu nagle Wielkanoc. Moment, w którym czas się zatrzymuje, a nawet cofa o 2000 lat - do wydarzeń na Golgocie. Ks. prof. Waldemar Chrostowski: Czasem na szczęście zatrzymuje nas w biegu po prostu cykl roku liturgicznego. Czas Wielkiego Postu i Triduum Paschalnego mają swój ściśle określony termin i rytm. Naprawdę nie musimy więc budzić się w ostatniej chwili. Możemy się do tego rytmu przygotować, poniekąd go nawet oswoić. Od lat odbywa się zresztą takie oswajanie świąt - i Wielkiej Nocy, i Bożego Narodzenia - i chyba mimo wszystko potrafimy jakoś otworzyć się na przyjęcie tych wielkich dni. Jest jednak także w naszym życiu drugi, bardziej subiektywny porządek. To nasz osobisty, ludzki rytm. W nim już nie sposób przewidzieć tego, co się zdarzy. Bywa więc, że do zatrzymania się w codziennym pędzie i choćby odrobiny refleksji zmuszają nas okoliczności - to, że spotyka nas samych albo naszych bliskich coś bolesnego. Czasem oba te rytmy zbiegają się ze takiego zdarzyło się dwa lata temu, gdy zmarł Jan Paweł II. Ale i w roku ubiegłym, i także teraz. Rytm Wielkiego Tygodnia i świąt Wielkiej Nocy łączy się dla nas z żałobą po Janie Pawle II. Umieranie Jana Pawła II przypadło w czasie, w którym Kościół przygotowuje się do przeżywania Męki Pańskiej. Doświadczyliśmy żałoby po papieżu bardzo głęboko - i dzięki temu zastanawiamy się także nad tym, co dotyczy nas samych. Zawdzięczamy to po części splotowi tych dwóch porządków - liturgicznego cyklu i naszego osobistego, ludzkiego wszystko rytm liturgii w coraz mniejszym stopniu ma wpływ na współczesną kulturę. Żyjemy bardziej chwilą niż cyklicznym porządkiem świata. Nie wiem, czy nie ulega pan teraz dość popularnym opiniom na temat rzeczywistości, które niekoniecznie są jej diagnozą, za to mogą być próbą jej kształtowania. Wydaje mi się, że wiele wydarzeń w naszym życiu społecznym i religijnym obnaża bezradność takiego poglądu. Naprawdę? Nie tracimy rzeczywistego, świadomego uczestnictwa w święcie? Jeszcze kilkadziesiąt lat temu Wielki Post był czterdziestodniowym rytuałem. Dziś zauważa się co najwyżej Środę Popielcową i Wielki Tydzień. Owszem, w ciągu ostatnich dwóch, trzech pokoleń bardzo wiele zmieniło się w naszym sposobie przeżywania roku liturgicznego, ale także osobistego życia. Nastąpiły zmiany, które bardzo często są nieodwracalne. Wiele tradycyjnych form religijności osłabło czy wręcz upadło. Cóż, ludzkie życie nabrało niesamowitego przyspieszenia. Mimo to jednak świadomość uczestnictwa w liturgii jest dziś głębsza niż kiedykolwiek. Ludzie nadal potrafią przeżywać mękę Jezusa Chrystusa, nadal potrafią podejmować wielkopostne postanowienia. Cóż, być może część rzeczywistości religijnej ulega przyćmieniu w oczach niektórych ludzi, zwłaszcza tych, którym powodzi się lepiej w sensie ekonomicznym. Oni czasem potrzebują osobistego, może bolesnego doświadczenia, by unaocznić sobie prawdy uczestniczył w tworzeniu polskiej wersji językowej Pasji Mela Gibsona, więc zna się pewnie na takim unaocznianiu. Ten film to swoiste misterium pasyjne oddane nam na początku XXI wieku. Gdybyśmy porównali przebieg średniowiecznego misterium pasyjnego z akcją Pasji Gibsona, dopatrzylibyśmy się bardzo wielu podobieństw. I film Gibsona bowiem, i misterium pasyjne starają się wiernie odtwarzać mękę Chrystusa. Rzecz jasna, dzięki sile filmowego przekazu Gibson miał znacznie większe możliwości realistycznej dobrze? Tego rodzaju przedstawienia mają podwójny wymiar. Po pierwsze, starają się uwiarygodnić historyczny przekaz ewangelii - ukazują zapisaną w niej rzeczywistość, udowadniając jej prawdziwość. Przy tym jednak stwarzają możliwość doświadczenia religijnego. Nie chodzi przecież tylko o odtworzenie męki czy egzekucji - bo samo odtworzenie nie niesie ze sobą głębszych treści. Niemniej jednak sprzyja ono rzeczywistemu przeżyciu głębokiego sensu męki Jezusa Chrystusa. Nie chodzi więc o zwyczajną ciekawość, ale o jeszcze jedną formę budowania szokowa? Czasem człowiekiem musi coś wstrząsnąć, by zdobył się na głębszą refleksję. Męka Chrystusa dla jej świadków była właśnie widokiem wstrząsającym. Dlatego oglądanie w filmie Gibsona scen z Jerozolimy jest ich swoistym zderzeniem z osobistym życiem współczesnego człowieka. To może być bardzo ważne forma uczestnictwa w ewangelicznych wydarzeniach? W pewnym sensie tak. Dzięki przedstawieniom Męki Pańskiej stajemy się świadkami wydarzeń sprzed dwóch tysięcy lat. Oglądając Pasję, zachowujemy się w gruncie rzeczy tak samo jak prawdziwi uczestnicy tych wydarzeń. Nie chcemy patrzeć, odwracamy głowę, rodzi się w nas uczucie gniewu, lęk, chcielibyśmy może wyjść z kina. Tak zapewne reagowali zwykli ludzie, którzy byli świadkami męki się musiało zmienić w człowieku, skoro do uczestnictwa w Męce Pańskiej potrzebuje hiperrealistycznej Pasji Gibsona, a nie wystarcza mu już symboliczna Droga Krzyżowa w kościele. To nie do końca tak. Człowiek głęboko wierzący, który cierpi na własnym ciele albo kiedykolwiek doświadczył cierpienia i przeżywał jego sens, w zasadzie nie potrzebuje ani Pasji, ani Drogi Krzyżowej, by wyobrazić sobie mękę Chrystusa. Bo ten człowiek uczestniczył w misterium Męki Pańskiej, już nie odgrywanym przez aktorów, lecz osobiście przez niego jesteśmy Chrystusami - że przypomnę tytuł innego filmu? To kompletne nieporozumienie. Z całą pewnością nie wszyscy nimi jesteśmy. Właśnie ten tytuł zniechęcił mnie do oglądania filmu Koterskiego. Nawet jeśli to tylko przenośnia, to jednak bardzo ryzykowna i każdy więc niesie swój własny krzyż? Nie każdy. Ten biblizm, czyli powiedzenie zaczerpnięte z ewangelii, które pan zacytował, odnosi się co najwyżej do pewnego niedościgłego ideału. Oczywiście, jak powiedział Chrystus: Kto nie bierze swojego krzyża, a idzie za mną, nie jest mnie godzien. Nie wystarczy więc sam podziw dla Jezusa, ale świadomość tego, że to, co trudne w naszej egzystencji, jest współuczestniczeniem w Krzyżu. Dlatego z punktu widzenia Kościoła byłoby dobrze, gdyby rzeczywiście każdy wierny miał świadomość swego krzyża i sensu własnych cierpień. Ale tak nie jest. Niemniej to powiedzenie dowodzi, jak głęboko w europejskiej, zachodniej kulturze są zakorzenione symbole i motywy związane z Męką Pańską. Możemy mieć do nich bardzo różny stosunek, od zupełnej afirmacji aż po zupełny sprzeciw. Niemniej są one odwiecznie obecne w naszej kulturze. A i sprzeciwy oraz wątpliwości co do nich nie są niczym nowym. Spory, jakie toczymy na ten temat, dziś są czasem tylko powtórzeniem problemów rozważanych na przykład w średniowieczu toczyły się spory dotyczące męki Chrystusa? I to jakie... Nam się dziś wydaje, że to dopiero my - ludzie współcześni - mamy jakieś głębsze wątpliwości czy pytania dotyczące wiary. Tymczasem w średniowieczu nie brakowało buntu wobec śmierci Jezusa, wobec krzyża. Pozwolę sobie przytoczyć średniowieczny spór dotyczący przyczyn, dla których Syn Boży stał się człowiekiem. Nie licząc mniej ważnych teorii, pojawiły się dwie radykalnie odmienne odpowiedzi. Dominikanie twierdzili, że stało się to na skutek grzechu pierworodnego - sam Bóg musiał bowiem ponieść śmierć na krzyżu, by podnieść człowieka z tego grzechu. Stąd też pojęcie felix culpa - szczęśliwej winy, która paradoksalnie dała człowiekowi szansę na odkupienie. Tymczasem franciszkanie preferowali inny pogląd - ich zdaniem Bóg stałby się człowiekiem, niezależnie od grzechu pierworodnego. W tym ujęciu Boża miłość wobec człowieka była tak znaczna, że Bóg postanowił, iż stanie się jednym z nas już w momencie stworzenia. Grzech pierworodny sprawił zaś tyle, że Chrystus wiódł ludzkie życie ze wszystkimi jego ograniczeniami. Odpowiedzi, których udzielano na to pytanie w średniowieczu, są do dziś wielkimi wyzwaniami nie jesteśmy pierwszymi, którzy wątpią i dociekają? Z całą pewnością nie. Wrażliwość współczesnego człowieka uległa pewnemu otępieniu na skutek wielości pomysłów na życie, jakie są mu podawane. Współczesna terapia religijna i duchowa polega więc na tym, by raz jeszcze zadać sobie pytanie o to, co w życiu jeszcze to robić? Współczesny człowiek żyje między dwoma biegunami - jeden z nich wyznaczają nieprawdopodobne możliwości techniczne, jakimi w tej chwili dysponujemy. Drugim biegunem jest jednak nasza wyobraźnia. Cóż, postęp technologiczny znacznie ją wyprzedził. Nasze marzenia w tej chwili zmierzają w stronę, w którą nigdy jeszcze nie zmierzały. Nie marzymy już o podbijaniu kosmosu. Marzeniem za to staje się dzień bez komórki. Marzeniem jest dziś spacer do lasu, spokojny weekend w towarzystwie bliskich. Okazuje się, że te marzenia - jakże prozaiczne - bardzo trudno spełnić. Łatwiej jest nawiązać kontakt z człowiekiem na drugim końcu świata, niż wyłączyć telefon na kilka godzin. Ale to właśnie o tym drugim marzymy. Dlatego stopniowo będziemy zmniejszać tempo naszego życia. I coraz częściej będziemy wciskać wyłącznik. Im szybciej to zrobimy, tym więcej będziemy w stanie rozumieć z naszego życia. Warto umieć zatrzymywać oszalały dziś czas. Właśnie moment świąt i powrót do dni męki Chrystusa może nam w tym pomóc. ks. Waldemar Chrostowski, profesor nauk teologicznych, kierownik Katedry Egzegezy Starego Testamentu na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, kierownik Wydziału Teologii i Egzegezy Biblijnej na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, redaktor naczelny kwartalnika teologów polskich Collectanae Theologica. Członek Komisji Episkopatu ds. Dialogu z Judaizmem, przewodniczący Stowarzyszenia Biblistów Polskich. Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL Kup licencję
Opublikowano: 2016-03-26 21:25:21+01:00 · aktualizacja: 2016-03-26 22:15:14+01:00 Dział: Kościół Kościół opublikowano: 2016-03-26 21:25:21+01:00 aktualizacja: 2016-03-26 22:15:14+01:00 PAP/EPA Chrystus zmartwychwstał! Otwórzmy się na nadzieję i wyruszmy w drogę. Niech pamięć o Jego dziełach i Jego Słowach będzie jaśniejącą gwiazdą, kierującą naszymi krokami w zaufaniu do Paschy, która nie będzie miała końca -– powiedział Franciszek podczas liturgii Wigilii Paschalnej w bazylice watykańskiej. Papież wezwał: Oby Pan uwolnił nas od tej pułapki bycia chrześcijanami bez nadziei, żyjącymi tak jakby Pan nie zmartwychwstał, a nasze problemy stanowiły centrum życia. W swojej homilii Ojciec Święty zauważył, że zarówno Piotr jak i kobiety, które rano podążyły do grobu, by namaścić ciało Jezusa wonnościami przeżywali wątpliwości, wstyd czy przerażenie. Nie pozostali jednak w miejscu, ale wstali i wyruszyli w drogę, czyniąc miejsce dla nadziei. Również my, podobnie jak Piotr i kobiety, nie możemy odnaleźć życia pozostając smutni i bez nadziei. Nie trwajmy uwięzionymi w sobie, ale otwórzmy dla Pana nasze zapieczętowane groby, aby wszedł Jezus i obdarzył nas życiem; zanieśmy do Niego kamienie uraz i głazy przeszłości, ciężkie skały słabości i upadków. On chce przyjść i wziąć nas za rękę, aby nas wyrwać z lęku. Ale pierwszym kamieniem, jaki trzeba odsunąć tej nocy jest brak nadziei, zamykający nas w sobie samych — powiedział Franciszek. W obliczu rozlicznych problemów, które będą zawsze papież zachęcił, aby nie pozwolić, żeby ciemności i lęki przyciągały wzrok duszy i zawładnęły sercem, „ale głośmy Pana «nie ma Go tutaj; zmartwychwstał»; On jest naszą największą radością, jest zawsze obok nas i nigdy nas nie zawiedzie – podkreślił papież. Jednocześnie wskazał, że nadzieja chrześcijańska nie jest zwykłym optymizmem, ani też postawą psychologiczną czy życzliwą zachętą, by dodać sobie odwagi. Nadzieja chrześcijańska jest darem, jakim obdarza nas Bóg, jeśli wyjdziemy z naszych ograniczeń i otworzymy się na Niego — zaznaczył Franciszek. Dodał: Dzisiaj jest święto naszej nadziei, celebracja tej pewności: nikt i nic nie może nas nigdy odłączyć od Jego miłości. Ojciec Święty podkreślił, że świat potrzebuje dziś światła Chrystusa Zmartwychwstałego, a do jego niesienia wezwani są chrześcijanie, jako słudzy nadziei. Mają to czynić swoim życiem i przez miłość. Tę nadzieję można posilać upamiętniając dzieła Boga. Nie zapominajmy Jego Słowa i Jego dzieł, w przeciwnym razie utracimy nadzieję. Przypominajmy sobie natomiast Pana, Jego dobroć i Jego słowa życia, które nas poruszyły. Przypomnijmy je i przyswójmy je sobie, aby być «stróżami poranka», potrafiącymi dostrzec znaki Zmartwychwstałego — zachęcił Franciszek. Chrystus zmartwychwstał! Otwórzmy się na nadzieję i wyruszmy w drogę. Niech pamięć o Jego dziełach i Jego Słowach będzie jaśniejącą gwiazdą, kierującą naszymi krokami w zaufaniu do Paschy, która nie będzie miała końca — zakończył swoją homilię papież. Publikujemy tekst papieskiej homilii: „Piotr pobiegł do grobu” (Łk 24,12). Jakie myśli mogły poruszać umysłem i sercem Piotra podczas tego biegu? Ewangelia mówi nam, że jedenastu, w tym Piotr nie uwierzyli świadectwu kobiet, ich orędziu paschalnemu. Istotnie, „słowa te wydały im się czczą gadaniną” (w. 11). W sercu Piotra były zatem wątpliwości, którym towarzyszyło wiele myśli negatywnych: smutek po śmierci umiłowanego Mistrza i zawód z powodu zaparcia się Go trzykrotnie w czasie Męki. Pojawia się jednak szczegół, który zaznacza jego przełom: Piotr, po wysłuchaniu kobiet i nie uwierzywszy im, jednakże „wybrał się” (w. 12). Nie został siedząc i myśląc, nie pozostał zamknięty w domu, jak inni. Nie dał się uwięzić w pułapce przez mroczną atmosferę tamtych dni, ani też przytłoczyć swoimi wątpliwościami; nie dał się pochłonąć wyrzutami sumienia, lękiem i nieustannymi plotkami, które prowadzą donikąd. Poszukiwał Jezusa, a nie samego siebie. Wolał drogę spotkania i zaufania. Tak jak był powstał i pobiegł do grobu, skąd później powrócił „dziwiąc się temu, co się stało” (w. 12). To był początek zmartwychwstania Piotra, zmartwychwstania jego serca. Nie popadając w smutek i ciemności, uczynił miejsce dla głosu nadziei: pozwolił aby światło Boga weszło w jego serce, nie przytłumiając go. Również kobiety, które wyszły wcześnie rano, aby wypełnić dzieło miłosierdzia, aby zanieść do grobu wonności, przeżywały to samo doświadczenie. Były „przestraszone i pochyliły twarze ku ziemi”, ale były wstrząśnięte słysząc słowa anioła: „Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych?” (w. 5). Również my, podobnie jak Piotr i kobiety, nie możemy odnaleźć życia pozostając smutni i bez nadziei. Nie trwajmy uwięzionymi w sobie, ale otwórzmy dla Pana nasze zapieczętowane groby, aby wszedł Jezus i obdarzył nas życiem; zanieśmy do Niego kamienie uraz i głazy przeszłości, ciężkie skały słabości i upadków. On chce przyjść i wziąć nas za rękę, aby nas wyrwać z lęku. Ale pierwszym kamieniem, jaki trzeba odsunąć tej nocy jest brak nadziei, zamykający nas w sobie samych. Oby Pan uwolnił nas od tej pułapki bycia chrześcijanami bez nadziei, żyjącymi tak jakby Pan nie zmartwychwstał, a nasze problemy stanowiły centrum życia. Widzimy i nieustannie będziemy widzieli problemy wokół nas i w nas samych. Będą one zawsze, ale tej nocy trzeba rozjaśnić takie problemy światłem Zmartwychwstałego, w pewnym sensie je „ewangelizując”. Nie pozwólmy, aby ciemności i lęki przyciągały wzrok duszy i zawładnęły sercem, ale głośmy Pana „nie ma Go tutaj; zmartwychwstał” (w. 6); On jest naszą największą radością, jest zawsze obok nas i nigdy nas nie zawiedzie. To jest fundament nadziei, która nie jest zwykłym optymizmem, ani też postawą psychologiczną czy życzliwą zachętą, by dodać sobie odwagi. Nadzieja chrześcijańska jest darem, jakim obdarza nas Bóg, jeśli wyjdziemy z naszych ograniczeń i otworzymy się na Niego. Ta nadzieja jesz niezawodna ponieważ Duch Święty został rozlany w naszych sercach (por. Rz 5,5). Pocieszyciel nie sprawia, że wszystko ładnie wygląda, nie eliminuje zła za pomocą magicznej różdżki, ale wzbudza prawdziwą siłę życia, która nie jest brakiem problemów, ale pewnością, że jesteśmy kochani i zawsze otrzymujemy przebaczenie od Chrystusa, który dla nas zwyciężył grzech, śmierć i lęk. Dzisiaj jest święto naszej nadziei, celebracja tej pewności: nikt i nic nie może nas nigdy odłączyć od Jego miłości (por. Rz 8,39). Pan żyje i chce, aby Go szukać między żywymi. Po spotkaniu z Nim, każdy z nich został posłany, aby zanieść orędzie wielkanocne, aby wzbudzić i wskrzesić nadzieję w sercach obciążonych smutkiem, w którym trudno znaleźć światło życia. Tak bardzo dziś potrzeba tego światła. Nie powinniśmy jednak nieść samych siebie, ale jako radośni słudzy nadziei głosić Zmartwychwstałego swoim życiem i przez miłość; w przeciwnym razie będziemy międzynarodową strukturą z dużą liczbą zwolenników i dobrych reguł, ale niezdolną, by obdarzyć nadzieją, której spragniony jest świat. Jak możemy posilać naszą nadzieję? Liturgia tej nocy daje nam dobrą radą. Uczy nas upamiętniania dzieł Boga. Rzeczywiście czytania mówiły nam o Jego wierności, dziejach Jego miłości wobec nas. Żywe Słowo Boga jest zdolne, by nas włączyć w tę historię miłości, posilając nadzieję i ożywiając radość. Przypomina o tym również usłyszana przez nas Ewangelia: aniołowi, aby obudzić w kobietach nadzieję mówią: „Przypomnijcie sobie, jak [Jezus] wam mówił” (w. 6). Nie zapominajmy Jego Słowa i Jego dzieł, w przeciwnym razie utracimy nadzieję. Przypominajmy sobie natomiast Pana, Jego dobroć i Jego słowa życia, które nas poruszyły. Przypomnijmy je i przyswójmy je sobie, aby być „stróżami poranka”, potrafiącymi dostrzec znaki Zmartwychwstałego. Drodzy Bracia i Siostry, Chrystus zmartwychwstał! Otwórzmy się na nadzieję i wyruszmy w drogę. Niech pamięć o Jego dziełach i Jego Słowach będzie jaśniejącą gwiazdą, kierującą naszymi krokami w zaufaniu do Paschy, która nie będzie miała końca. lw, KAI Publikacja dostępna na stronie:
Wszyscy mamy skłonność do magicznego myślenia. Kiedy próbujemy wyjaśnić sens niezrozumiałych zdarzeń, nasz mózg pracuje tak, jakbyśmy oglądali czarodziejskie sztuczki. Koleżanka z agencji reklamowej dostała w prezencie małą szmacianą kukiełkę z rozwichrzonymi włosami. Stwierdziła, że maskotka jest podobna do znienawidzonej szefowej, dlatego postawiła ją na biurku, żeby wbijać w nią pinezki. Nie minęły dwa miesiące, a szefowa ciężko zachorowała. Znajoma zaczęła się obwiniać. "Nie wiedziałam, że to działa" - powtarzała targana wyrzutami sumienia. Kobieta wykształcona, racjonalistka, a uwierzyła w magię. Zupełnie jak uczestnicy eksperymentu z lalką wudu, przeprowadzonego kilka lat temu przez profesora psychologii Daniela Wegnera z Uniwersytetu Harvarda. Część z nich miała udawać szamanów, którzy wbijają szpilki w lalkę w obecności ochotników odgrywających role ofiar. Kiedy po pewnym czasie ci ostatni - na polecenie profesora - zaczęli symulować ból głowy, szamani byli przekonani, że to ich sprawka. Dlaczego uwierzyli w czary? - Wszyscy mamy skłonność do magicznego myślenia - tłumaczy prof. Rafał Ohme, psycholog ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. - Jest ono charakterystyczną cechą ludzkiego umysłu i włącza się prawie zawsze, gdy stykamy się z czymś, czego nie rozumiemy i nie umiemy sobie wytłumaczyć - dodaje. W mózgu mamy nawet specjalne obwody odpowiedzialne za magiczne myślenie. Zlokalizował je niedawno przez przypadek dr Ben Parris z University of Exter w Wielkiej Brytanii. Na monitorze funkcjonalnego rezonansu magnetycznego obserwował on aktywność mózgu u osób, które oglądały magiczną sztuczkę. Iluzjonista trzymał monetę między palcami, potem zacisnął dłoń, a kiedy ją otworzył, pieniążek zniknął. Dr Parris zauważył, że podczas oglądania tej sztuczki uruchomiła się u badanych lewa półkula mózgu, te same obszary, które są aktywne, gdy ludzie znajdują się w niepewnej sytuacji albo formułują hipotezy. Stąd wniosek: kiedy próbujemy wyjaśnić sens niezrozumiałych dla nas zdarzeń, mózg pracuje tak samo, jakbyśmy oglądali sztuczki iluzjonistyczne. I działa tak nawet wtedy, gdy ktoś uważa się za racjonalistę. Źródło: Newsweek_redakcja_zrodlo
„Jako posłańcy dobrej nowiny bądźcie gotowi, by dać słowo nadziei Kościołowi, waszej ojczyźnie, światu” – wezwał Franciszek młodzież Mjanmy podczas Mszy św. katedrze Najświętszej Marii Panny w Rangunie. Zachęcił młodych by nieśli dobrą nowinę tym, którzy cierpią i potrzebują modlitw i solidarności, ale także pasji na rzecz praw człowieka, sprawiedliwości i rozwoju tego, czym obdarza Jezus: miłości i pokoju”. Jako „życzliwy ojciec i dziadek” papież zaapelował: „Nie bójcie się czynić rabanu, zadawać pytań, które zmuszają ludzi do myślenia! Wezwał młodzież by „krzyczała swoim życiem i sercem” i była „znakiem nadziei dla zniechęconych, chorych, obcokrajowców i tekst papieskiej modlitwy:Gdy moja wizyta w waszym pięknym kraju dobiega końca, przyłączam się do was, dziękując Bogu za wiele łask, jakie otrzymaliśmy w tych dniach. Patrząc na was, młodych z Mjanmy i na tych wszystkich, którzy śledzą nas spoza tej katedry, chciałbym podzielić się z wami rozbrzmiewającą we mnie pewną frazą z dzisiejszego pierwszego czytania. Zaczerpnięta z proroka Izajasza, została podjęta przez Świętego Pawła w jego liście do młodej wspólnoty chrześcijańskiej Rzymu. Posłuchajmy raz jeszcze tych słów: „Jakże piękne są stopy tych, którzy zwiastują dobrą nowinę!” (por. Rz 10,15; Iz 52, 7).Droga młodzieży Mjanmy, po wysłuchaniu waszych głosów i usłyszawszy, jak dzisiaj śpiewacie, chciałbym zastosować te słowa do was. Tak, jesteście „miłym dźwiękiem”, i czymś wspaniałym oraz dodającym otuchy jest spojrzenie na was, ponieważ przekazujecie nam „dobrą nowinę”, dobrą nowinę waszej młodości, waszej wiary i entuzjazmu. Oczywiście, jesteście dobrą nowiną, ponieważ jesteście konkretnymi znakami wiary Kościoła Jezusa Chrystusa, przynoszącej nam radość i nadzieję, które nigdy się nie zastanawiają się, jak można mówić o dobrych nowinach, gdy wielu wokół nas cierpi. Gdzie są dobre nowiny, gdy tyle niesprawiedliwości, ubóstwa i nędzy rzuca cień na nas i na nasz świat? Chciałbym jednak, aby z tego miejsca wyszło bardzo jasne przesłanie. Chciałbym, aby ludzie wiedzieli, że wy, młodzi mężczyźni i kobiety z Mjamny nie boicie się wierzyć w dobrą nowinę Bożego miłosierdzia, ponieważ ma ono imię i twarz: Jezusa Chrystusa. Jako posłańcy tej dobrej nowiny bądźcie gotowi, by dać słowo nadziei Kościołowi, waszej ojczyźnie, światu. Bądźcie gotowi zanieść dobrą nowinę braciom i siostrom, którzy cierpią i potrzebują waszych modlitw i solidarności, ale także waszej pasji na rzecz praw człowieka, sprawiedliwości i rozwoju tego, czym obdarza Jezus: miłości i chciałbym również postawić wam wyzwanie. Czy uważnie słuchaliście pierwszego czytania? Tam św. Paweł powtarza trzy razy słowo „bez”. Jest to małe słowo, które jednak pobudza nas do myślenia o naszym miejscu w planie Boga. Paweł stawia bowiem trzy pytania, które chciałbym skierować do każdego z was osobiście. Pierwsze: „Jakże mieli uwierzyć w Tego, którego nie słyszeli?” Drugie: „Jakże mieli usłyszeć, gdy im nikt nie głosił?” Trzecie: „Jakże mogliby im głosić, jeśliby nie zostali posłani?” (Rz 10 14-15).Bardzo bym się cieszył, gdybyście wszyscy głęboko zastanowili się nad tymi trzema pytaniami. Ale nie lękajcie się! Jako życzliwy Ojciec (może lepiej byłoby powiedzieć, dziadek!), nie chcę, żebyście musieli sobie radzić sami z tymi pytaniami. Pozwólcie, abym przekazał wam kilka myśli, które mogą was poprowadzić drogą wiary i pomóc rozpoznać, czego chce od was pytanie Świętego Pawła brzmi: „Jakże mieli uwierzyć w Tego, którego nie słyszeli?”. Nasz świat pełen jest wielu hałasów i zakłóceń, które mogą przytłumić głos Boga. Aby inni byli wezwani i usłyszeli, jak On mówi oraz w Niego uwierzyli, muszą Go znaleźć w osobach, które byłyby autentyczne, osobach umiejących słuchać. Z pewnością tym właśnie chcecie być. Ale tylko Pan może wam pomóc być autentycznymi. Dlatego rozmawiajcie z Nim na modlitwie. Uczcie się słuchać Jego głosu, mówiąc do Niego spokojnie, z głębi waszego rozmawiajcie także ze świętymi, naszymi przyjaciółmi w niebie, którzy mogą nas zainspirować. Jak święty Andrzej, którego święto dziś obchodzimy. Był prostym rybakiem, a stał się wielkim męczennikiem, świadkiem miłości Jezusa. Ale zanim stał się męczennikiem, popełnił swoje błędy i musiał być cierpliwym, aby stopniowo uczyć się, jak być prawdziwym uczniem Chrystusa. Również wy nie bójcie się uczyć na swoich błędach! Niech święci poprowadzą was do Jezusa, ucząc was, abyście złożyli swoje życie w Jego ręce. Wiecie, że Jezus jest pełen miłosierdzia. Dzielcie zatem z Nim wszystko, co macie w sercu: lęki i zmartwienia, marzenia i nadzieje. Pielęgnujcie wasze życie wewnętrzne, jak czynilibyście z ogrodem lub polem. Wymaga to czasu, wymaga cierpliwości. Ale tak, jak rolnik umie oczekiwać na wzrost żniwa, podobnie jeśli będziecie umieli być cierpliwi, Pan da wam, że przyniesiecie owoc obfity, owoc, który będziecie później mogli dzielić z pytanie Pawła brzmi: „Jakże mieli usłyszeć, gdy im nikt nie głosił?”. Oto wielkie zadanie powierzone przede wszystkim młodym: bycie „ uczniami-misjonarzami”, posłańcami dobrej nowiny Jezusa, szczególnie dla waszych rówieśników i przyjaciół. Nie bójcie się czynić rabanu, zadawać pytań, które zmuszają ludzi do myślenia! I nie bójcie się, jeśli czasami dostrzeżecie, że jest was niewielu, rozproszeni tu i tam. Ewangelia zawsze wyrasta z małych korzeni. Dlatego zróbcie trochę hałasu! Chciałbym was prosić, abyście krzyczeli, ale nie, nie waszym głosem, chciałbym, abyście krzyczeli waszym życiem, waszym sercem, abyście byli znakiem nadziei dla tych, którzy są zniechęceni, wyciągniętą ręką ku osobie chorej, przyjaznym uśmiechem dla obcokrajowca , troskliwym wsparciem dla pytanie Pawła brzmi: „Jakże mogliby im głosić, jeśliby nie zostali posłani?”. Na zakończenie Mszy św. zostaniemy wszyscy posłani, by podjąć otrzymane dary i dzielić się nimi z innymi osobami. Może to być trochę zniechęcające, ponieważ nie zawsze wiemy, gdzie Jezus może nas posłać. Ale On nigdy nas nie posyła nie idąc równocześnie u naszego boku i zawsze trochę przed nami, aby nas wprowadzić do nowych i wspaniałych części swego jaki sposób Pan posyła św. Andrzeja i jego brata Szymona Piotra w dzisiejszej ewangelii? Mówi im „Pójdźcie za Mną!” (Mt 4, 19). Oto, co znaczy być posłanym: iść za Chrystusem, nie rzucać się naprzód o własnych siłach! Pan zaprosi niektórych z was, abyście poszli za nim jako kapłani i stali się w ten sposób „rybakami ludzi”. Innych powoła, by stali się osobami konsekrowanymi. A jeszcze innych powoła do życia małżeńskiego, aby byli kochającymi ojcami i matkami. Bez względu na to, jakie będzie wasze powołanie, zachęcam was: bądźcie odważni, bądźcie szczodrzy, a przede wszystkim bądźcie radośni!Tutaj, w tej pięknej katedrze poświęconej Niepokalanemu Poczęciu, zachęcam was do spojrzenia na Maryję. Kiedy odpowiedziała „tak” na zwiastowanie anioła, była młoda, podobnie jak wy. Ale miała odwagę, aby zaufać dobrej nowinie, którą usłyszała i przełożyć ją na życie wiernego poświęcenia się swojemu powołaniu, całkowitego daru z siebie i całkowitego powierzenia się miłującej opiece Boga. Obyście jak Maryja, wszyscy byli łagodni, ale mężni w niesieniu Jezusa i Jego miłości do innych!Drogi Czytelniku,cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie! Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz prosimy Cię o wsparcie portalu za pośrednictwem serwisu Patronite. Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Enzo Bianchi Inne życie ISBN: 978-83-60703-54-0 wyd.: Wydawnictwo SALWATOR 2007 5 „Chrystus cierpiał za was i zostawił wam wzór” 1 P 2, 21-25 Umieszczenie tego hymnu chrystologicznego w centrum części parenetycznej przypomina nam prawdę centralną, zbyt często zapominaną, a dotyczącą życia chrześcijańskiego: jeśli nie mamy fundamentu, jakim jest znajomość nauki Chrystusa, nie możemy zachowywać się po chrześcijańsku, w tzw. sposób „moralny”! Idąc dalej: w takiej sytuacji chodzi o znajomość polegającą na poznaniu cierpień Chrystusa związanych z hańbą krzyża, co dzięki wierze może mieć znaczenie zbawcze. To tu znajdujemy wzorzec postać życia chrześcijańskiego, ewangeliczne niestosowanie przemocy: Chrystus cierpiał niesprawiedliwie i każdy chrześcijanin cierpiący niesprawiedliwie może się z Nim utożsamiać! 21 Do tego bowiem zostaliście powołani, ponieważ Chrystus także cierpiał za was, zostawiając wam przykład, abyście szli za Nim Jego śladami: 22 On grzechu nie popełnił, a w Jego ustach nie było oszustwa (Iz 53, 9); 23 znieważony nie odpowiadał zniewagą, cierpiąc, nie groził, ale powierzał się temu, który sądzi sprawiedliwie; 24 On sam poniósł nasze grzechy (Iz 53, 4. 12) w swoim ciele na drzewo krzyża, abyśmy umarli dla grzechu a żyli dla sprawiedliwości; 25 Jego rany was uleczyły (Iz 53, 5). Błądziliście bowiem jak owce (Iz 53, 6), Ale teraz powróciliście do pasterza i biskupa dusz waszych. Męka Chrystusa wzorem dla prześladowanych chrześcijan Piotr umieszcza tu kontemplowanie Chrystusa, „sługi JHWH”, 'eved Adonaj, Tego, który „ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi” (Flp 2, 7), uważając ją za prawdziwy fundament posłuszeństwa chrześcijan. W sercu Piotrowej parenezy stwierdzamy, że Chrystus ukazał wzór, a chrześcijanie, będąc ofiarami prześladowań, mogą i powinni brać z Niego przykład; On pierwszy stał się ofiarą władców tego świata. Wyrażając to inaczej: od chrześcijan wymaga się, by stanęli wśród ofiar, godząc się z cierpieniem i cierpliwie czekając, aby w ten sposób utożsamić się z Chrystusem, barankiem ofiarnym, który podczas swego ziemskiego życia okazywał się sługą wszystkich. W historii nie można pozostać neutralnym: albo jest się ofiarą, albo prześladowcą, tertium non datur! Dlatego chrześcijanom potrzebne jest to upodobnienie do ich Pana, który znalazł się po stronie ofiar: On doświadczył cierpienia, został skazany i ukrzyżowany, zaliczony do złoczyńców, znosił nienawiść, jaką tylko może żywić władza polityczna i religijna wobec człowieka, nad którym króluje jedynie Bóg. To ludzka necessitas wpisana w historię: ubogi, sprawiedliwy przeszkadza, winien być usunięty, ponieważ jest zawadą dla logiki i działań ludzi niegodziwych. Jego życie, znajdujące się pod znakiem synostwa i zależności od Boga, jest dla nich potępieniem, nieznośną obecnością (w związku z tym należałoby przeczytać stwierdzenia z Mdr 2, 10-20). W tym miejscu listu pojawia się wielki hymn do Chrystusa, sługi cierpiącego. To bardzo piękny tekst, wzorowy ze względu na swoją starotestamentalną hermeneutykę, jak też realistyczną parenezę skierowaną do chrześcijan. Godne uwagi jest jego znaczenie chrystologiczne; i należy podkreślić, że jest to chrystologia nosząca cechy refleksji starożytnej, nacechowanej mocnym wpływem judaistycznym: obrazy Chrystusa jako „sługi” (por. Dz 3, 4, i „sprawiedliwego” (por. Łk 23, 47; Dz 3, 14; 7, 52) przywołują Stary Testament, zwłaszcza tzw. czwartą pieśń o Słudze Pańskim (Iz 52, 13—53, 12 ), w której Piotr — czy autor hymnu włączonego później przez Piotra do jego listu — znajduje inspirację, cytując z niej nawet wprost pewne stwierdzenia. W tym hymnie można także dostrzec pewne znamię Piotrowe, co widać w związkach z mowami apostoła zawartymi w Dziejach (por. Dz 1, 16-22; 2, 14-41; 3, 11-26; 10, 34-43; 11, 1-18; 15, 6-12). Zanim zaczniemy bliższą analizę 1 P 2, 21-25, najpierw jeszcze uwaga o charakterze literackim. Tekst został zbudowany na wzór figury retorycznej zwanej chiazmem, polegającej na przestawieniu kolejności składników gramatycznych sąsiednich zdań: a) Chrystus cierpiał za was (w. 21) b1) Chrystus poniósł grzechy (w. 24) b) Chrystus grzechu nie popełnił a1) Wy zostaliście uleczeni (w. 22) (w. 25) Widać, że między nimi został zamieszczony, a zatem podkreślony w. 23: „Chrystus znieważony nie odpowiadał zniewagą, cierpiąc, nie groził, ale powierzał się Temu, który sądzi sprawiedliwie”, czyli serce przekazu, stwierdzenie, które miało zapaść w umysły adresatów listu, by umocnić ich wiarę. Śladami Chrystusa Hymn poprzedza krótkie wprowadzenie (1 P 2, 21a) zawierające pytanie i ukazujące jego źródło, stanowiące zarazem klucz do lektury: do czego powołany jest chrześcijanin? Odpowiedzią Piotra jest: „Aby był jak Chrystus”, to znaczy przyjął Jego rysy; czyli mówiąc prościej: pierwszym zadaniem chrześcijanina jest żyć tak jak żył Jezus Chrystus i czynić aktualnym bycie sługą. W Chrystusie objawiły się i słowo, i wola Boga, ponieważ w Nim ukazuje się powołanie ucznia — skoro Chrystus objawił się jako „sługa JHWH”, również i on ma być sługą. Przyjmując tę rolę, chrześcijanin może się czuć prawdziwie wolny, ponieważ króluje nad nim jedynie Bóg! Jest to jednak wolność uzyskana za wysoką cenę: wolność chrześcijanina, paradoksalnie, jest tym większa, im bardziej jest on udręczony; Kościół ma wolność tym większą, im bardziej odczuwa sprzeciw, pozbawiany jest praw, ponieważ właśnie wtedy, bardziej niż kiedykolwiek, chrześcijanin i Kościół są obrazem 'eved Adonaj. Po tym incipicie przychodzi pierwsze stwierdzenie: „Chrystus cierpiał za was, zostawiając wam przykład, abyście szli za Nim Jego śladami” (1 P 2, 21b). Piotr rozpoczyna hymn, podkreślając, że w nim znajduje się przeznaczenie cierpienia Chrystusa: „za was”, za ludzi. Należy zauważyć, że został tu zapisany jeden z najdawniejszych artykułów wiary wspólnoty chrześcijańskiej — „Chrystus umarł za nas, za nasze grzechy” (por. 1 Kor 15, 3) — a akcent spoczywa na wymiarze cierpienia wyróżniającego chrześcijan, do których list jest skierowany. Chrystus, poprzez swą uległość jako „sługa JHWH”, dał więc przykład, by chrześcijanie podążali Jego śladami. Chrystus jest zatem „wzorem” dla wszystkich wierzących i dla wyrażenia tej prawdy Piotr posługuje się obrazem bardzo bezpośrednim i konkretnym, używając ścisłego, szkolnego terminu hypogrammós, oznaczającego wzór pisma, ślad, który uczeń winien skopiować. W ten sam sposób Chrystus staje się wzorem, przykładem, który należy naśladować, paradygmatem, ponieważ w pewnym stopniu chrześcijanin pisze na nowo życie Chrystusa w swoim ciele i w ten sposób idzie za Nim Jego śladami. Nie jest to powtarzanie i naśladowanie poszczególnych aspektów Jego życia, ale przemierzenie całej drogi, którą wytyczył, pójście Jego śladami, za każdym razem w swoim życiu i poprzez nie, poprzez własne powołanie, z uwzględnieniem swojego miejsca w świecie. Oto, do czego powołany został chrześcijanin — do tego i niczego innego; powołanie to dotyczy wszystkich, bez wyjątku. Piotr naucza, że taki jest los ubogiego chrześcijanina, gdy idzie śladami ubogiego „sługi JHWH”, Chrystusa, co trafnie podkreśla użycie słowa (ep)akolouthéo, „iść za kimś, z tyłu”, typowego dla ewangelicznych opowieści o powołaniu (por. Mt 4, 19-22; 8, 19-22; 9, 9; Mk 1, 16-20; 2, 13-14; Łk 5, 9, 57-62; J 1, 43-44); nowością jest umiejętność rozróżnienia „pod inną postacią” (Mk 16, 12) śladów przejścia Chrystusa, kochając Go, mimo że się Go nie widzi (por. 1 P 1, 8)... Sam Jezus wielokrotnie ukazał się swoim uczniom jako sługa, pozostawiając im nawet paradygmatyczny czyn, jakim było obmycie nóg, czynność zwykle wykonywana przez niewolników „Wy nazywacie Mnie Nauczycielem i Panem i dobrze mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wy powinniście sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem” (J 13, 13- -15). W tym samym sensie należy przypomnieć słowa Jezusa przytoczone w Łk 22, 27, także tu w kontekście Ostatniej Wieczerzy: „Ja jestem pośród was jako ten, kto służy”. Znaczące jest to, że to Piotr tak mocno podkreśla tę służebną funkcję Chrystusa, to że jest On sługą, bo to przecież on sprzeciwił się Jezusowi w chwili obmywania nóg (por. J 13, i stanowczo buntował się, słysząc zapowiedzi męki Pana (por. Mk 8, 32-33 i par.). Piotr zrozumiał zapewne wreszcie słowa Nauczyciela: „Tego, co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale poznasz to później” (J 13, 7), i to do tego stopnia, że uznał, iż rozumienie Chrystusa jako sługi jest zasadniczym elementem, który należy przekazać chrześcijanom. Tak, teraz do każdego ucznia Jezusa kierowane są słowa, które usłyszał sam Piotr: „Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze mną” (J 13, 8)! Chrystus, „sługa JHWH” W ww. 22-25 hymnu autor rozważa mękę Chrystusa w sposób bardziej bezpośredni i dokonuje tego, aktualizując przekaz Iz 52, 13—53, 12, jak pokazuje bezpośrednie cytowanie wersetów tej strony proroka, a jeszcze bardziej ogólnie cała gęsta siatka odniesień do niej. Jezus jest ukazany jako nieskazitelny „sługa JHWH”, który grzechu nie popełnił i w którego ustach nie było oszustwa, jako Baranek niemy (por. Iz 53, 7), który potrafił w ciszy znieść swą sprawę i przekazać ją w ręce Boga (por. Jr 11, 20). Stwierdzenia te zawierają wspomnienie męki Chrystusa, udokumentowanej zwłaszcza przez tradycję wspólnoty jerozolimskiej, którą odnajdujemy w Ewangelii Marka. Narracja historyczna i teksty zaczerpnięte z Pisma splatają się i przenikają tak mocno, że stanowią w oczach czytelnika bardzo intensywną medytację męki Chrystusa: w tym człowieku nie ma żadnej przemocy, żadnej chęci zemsty czy karania, ale jednocześnie nie ma w nim śladu rezygnacji czy porzucenia misji, jest pełna i ufna determinacja kogoś, kto oddaje swoje życie w ręce Ojca! Prawdopodobnie Jezus sam interpretował swój nieuchronny koniec w świetle czwartej Izajaszowej „pieśni o słudze”. Świadczy o tym fakt, że w Łk 22, 37 odnosi do siebie treść wyroczni z Iz 53, 12 jako głęboką hermeneutykę swej męki: „To, co jest napisane, musi się spełnić na Mnie: Zaliczony został do złoczyńców”. Zarazem wydaje się oczywiste, że dla pogodzenia się ze skandalem męki i śmierci Mesjasza także pierwotna wspólnota chrześcijańska odczuwała potrzebę odwołania się do postaci „sługi JHWH”. Podkreślam ten element, ponieważ sprawą zasadniczą wydaje mi się odzyskanie świadomości skandalu, jaki stanowiła gwałtowna i haniebna śmierć Mesjasza dla żydów współczesnych Jezusowi, do których należy zaliczyć także Jego uczniów, pierwszych chrześcijan. W sumie te wersy hymnu mówią o tym, że postać „sługi JHWH” stanowiła kryterium interpretacji męki Jezusa, a z drugiej strony o tym, że znalazła ona swe całkowite urzeczywistnienie w Jezusie. Dobrze ukazuje to także epizod z Filipem i etiopskim eunuchem, opowiedziany w Dz 8, 26-40: kiedy Etiopczyk prosi Filipa o wyjaśnienie fragmentu Pisma, który właśnie czytał, czyli Iz 53, 7-8, to odpowiedź ucznia jest egzegezą dokonaną w świetle wydarzenia Chrystusa. Ofiara zadośćuczynienia pośród zgorszenia krzyżem Jeśli w 1 P 2, 22-23 znajdujemy wspomnienie misterium męki Jezusa, to w 1 P 2, 24-25 uwaga przesuwa się na objawienie jej znaczenia: kondycja Jezusa jako kogoś, kto jest Christus patiens, ma wartość zbawczą, Jego cierpienie nabiera wartości ekspiacji. Wyrażenie „Chrystus poniósł nasze grzechy w swoim ciele” (1 P 2, 24), równoległe do „Chrystus cierpiał za was” (1 P 2, 21) uwydatnia sens śmierci Jezusa: Jego śmierć była ofiarą przebłagalną (por. Mt 26, 28: „To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów”). Czasownik anaphéro, „nieść” (użyty już w 1 P 2, 5), związany jest z kultem i oznacza dokonywany przez kapłanów akt niesienia ofiary na ołtarz (por. Kpł 14, 20 Septuaginta) dla zgładzenia grzechów ludu (por. Hbr 7, 27; 9, 28). Jezus zaniósł na ołtarz swoje ciało jako ofiarę, ale wraz z nim grzechy ludzi, które wziął na siebie (por. Iz 53, 11-12). Dokonało się to pośród hańby „drewna” (xýlon); termin ten przywołuje przekleństwo z Pwt 21, 22-23: „Jeśli ktoś popełni zbrodnię podlegającą karze śmierci, zostanie stracony i powiesisz go na drzewie/drewnie, trup nie będzie wisiał na drzewie przez noc, lecz tegoż dnia musisz go pogrzebać, bo wiszący jest przeklęty przez Boga”. To Paweł podejmie ten temat w Ga 3, 13: „Z tego przekleństwa Prawa Chrystus nas wykupił — stawszy się za nas przekleństwem, bo napisane jest: Przeklęty każdy, którego powieszono na drzewie (xýlon)”. Również apostoł Piotr w swych wystąpieniach używa terminu „drewno”, czyniąc aluzję do krzyża, gdy zwraca się do Sanhedrynu (por. Dz 5, 30), a następnie w mowie do Korneliusza (por. Dz 10, 39). Poprzez ten obraz pierwsze pokolenie chrześcijan próbowało zatem wyrazić nieznośny skandal krzyża (ten sam krzyż dla nas zredukował się już do symbolu religijnego!), jeszcze palącego w stwierdzeniu, jak to z 2 Kor 5, 21: „On to dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu”. Znamienne jest stwierdzenie żyda, rabbiego Tryfona z początku II wieku:Wiemy, że Mesjasz musi cierpieć i być prowadzony jak owca (por. Iz 53, 7); ale że ma być ukrzyżowany i umrzeć w sposób tak haniebny i pełen wstydu śmiercią przeklętą przez Prawo, tego nawet nie potrafimy pojąć (Justyn, Dialog z Tryfonem 89, 2). Jeśli prawdą jest, że dzięki lekturze odczytanej przez pryzmat wiary dochodzi się do interpretacji śmierci Jezusa jako ofiary przebłagalnej, to pozostaje w tym samym stopniu prawdą, że zaznał On śmierci nieszczęśnika wskutek hańbiącej męki, w pełnym tego słowa znaczeniu antyofiary, jaką była mors turpissima crucis (Tacyt)! 1 P 2, 24 jest świadectwem pewnego etapu refleksji nad męką i śmiercią Jezusa, w której doszło do złączenia tych dwóch elementów: życia złożonego w ofierze („w swym ciele”) przebłagalnej, i hańbiąca męka („na drewnie”). Dlatego krzyż, drewno — symbol przekleństwa może stać się ołtarzem, miejscem, na które ofiara ma być zaprowadzona i przedstawiona Bogu przez kapłana. Chrystus jest wówczas nie tylko przykładem, wzorem, jak to głosi pierwsza część hymnu, ale przyczyną zbawienia (por. Hbr 5, 9), by ludzie nie żyli już dla grzechu, ale dla sprawiedliwości, czyli dla pełnienia woli Bożej. A w. 24 zamyka: „Jego rany was uleczyły”, cytat z Iz 53, 5, wyrażający uleczenie, które paradoksalnie, dzięki ranom Sługi, stało się udziałem ludzi. „Teraz powróciliście do pasterza i biskupa dusz waszych” Wraz z końcowym w. 25 w tekście pojawia się nuta zachęty i pocieszenia. Z powodu grzechu wszyscy byli błądzącymi owcami, zgodnie ze stwierdzeniem z Iz 53, 6, już przez Targum interpretowanym następująco: „każda z nich zeszła na swoją drogę”; wobec tego działanie Chrystusa polegało nie tylko na uleczeniu, ale także na zgromadzeniu rozproszonych ludzi. Obrazy z 1 P 2, 25 przywołują liczne fragmenty Starego i Nowego Testamentu. Tu chciałbym przypomnieć tylko dwa. W Za 13, 7-9 znajdujemy postać uderzonego pasterza i trzody, która po okresie rozproszenia i doświadczeń zostaje zgromadzona przez Boga i przywrócona Jego przymierzu. Ten sam obraz pojawi się w Mt 26, 31-32, gdzie Jezus przywołuje Za 13, 7 w związku ze swoją męką: „Jest napisane: Uderzę pasterza, a rozproszą się owce ze stada. Lecz gdy powstanę, udam się przed wami do Galilei”. Czwarta Ewangelia komentuje słowa Kajfasza o konieczności zastępczej śmierci Jezusa, stwierdzając, że celem tej śmierci jest: „rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno” (J 11, 52). Te same momenty przywołuje także nasz list, który interpretuje je następująco: zmartwychwstały Jezus jest Pasterzem gromadzącym owczarnię, właśnie dlatego, że wcześniej, w swej śmierci, był Barankiem (por. Ap 7, 17). Widoczna jest tu głęboka dynamika dotycząca osoby Chrystusa, a potem także wierzących, wyrażona w sposobie rozwinięcia tego hymnu chrystologicznego: na jego początku i w głównej części Jezus jest niemym Barankiem, ale przy końcu staje się Pasterzem, a chrześcijanie barankami, które wracają do Niego w miarę, jak w swym życiu stają się niemymi barankami z Iz 53. Jezus jest nie tylko Pasterzem, bo w końcu zostaje określony jako epískopos, dozorca-biskup dusz wierzących. Piotr z najwyższą pokorą, wskazując Chrystusa, stosuje tytuł oznaczający najwyższą funkcję kościelną, tytuł, który prawdopodobnie w tym okresie używany był już w tym sensie we wspólnocie chrześcijańskiej: to Chrystus, Pasterz jest jedynym biskupem dusz wierzących, a ta funkcja prawdziwie należy się tylko Jemu! A jeśli chrześcijanie rzeczywiście stają w Jego orszaku, to pośród ludzi będą wezwani do tego, by być sługami wszystkich, barankami pośród wilków (por. Mt 10, 16; Łk 10, 3), by doświadczyć, dzięki upodobnieniu się do niemego Baranka, opieki jedynego prawdziwego Pasterza i Biskupa ich dusz, „Najwyższego Pasterza” (1 P 5, 4), Jezusa Chrystusa. opr. aw/aw
przeczytaj tekst dlaczego uwierzyli w chrystusa