[informacje] PREZES WYBRANY!⚽️ Niezmiernie miło nam poinformować, iż nowy zarząd klubu LKS Mazańcowice na stanowisko prezesa wybrał wieloletniego
- Właściwy człowiek na właściwym miejscu - tak premier Donald Tusk powiedział we wtorek o nowym rzeczniku rządu, którym został poseł PO Paweł Graś. Czytaj więcej środa , 30 sierpnia
Właściwy człowiek na właściwym miejscu. Pan doktor pełen empatii i zrozumienia, nie jest mu obojętny los pacjenta, bardzo miły, dokładnie wyjaśnił mi wszystkie sprawy związane z moim schorzeniem, ciepły i pełen sympatii do pacjenta. Nie znam drugiego tak oddanego lekarza z takim wspaniałym podejściem do pacjenta. Polecam!!!!!
Większość sędziów cywilnych odetchnęła z ulgą po tej nominacji: właściwy człowiek na właściwym miejscu – mówili sędziowie. Nowy wiceprezes w miniony piątek uczestniczył już
Właściwy człowiek na właściwym miejscu. Skutecznie wyleczył moją rękę, dzięki czemu bez przeszkód mogę wrócić do gry. Dziękuję! P
Kolor lakieru dobrany perfekcyjnie. Samochód zastępczy z warsztatu bardzo wysokiej jakości. Komentarz Polecam usługi PGD Naprawa Nadwozi Warszawa, ul. Uczniowska 34, ponieważ, jestem bardzo zadowolony z profesjonalnej i życzliwej obsługi przez Pana Konrada CIBORA. Właściwy człowiek na właściwym miejscu. Bardzo profesjonalna obsługa.
. my dotąd nie zrobiliśmy: przygotować dla Unii Europejskiej strategię pokonania tego kryzysu gospodarczego i finansowego. devise a single strategy in the European Union to combat this economic and financial jednej strony mamy projekty takie jak wysłać go Holla Ballas i BOOM gdzie gracze wysoce stylizowane oferuje się wersje z 2003-2008 lat the one hand we have projects like Ship It Holla Ballas and BOOM where poker players who were are offering up highly stylized versions of the 2003-2008 years of poker. Tak? wzmocnić jakże potrzebną rezerwę dolarową. could contribute so much to Britain's economy helping boost our much-needed dollar reserves. wzmocnić jakże potrzebną rezerwę dolarową. Tak? could contribute so much to Britain's economy helping boost our much-needed dollar reserves?As you know it is the case at least in SwedishPamiętna pozostanie też jego nieoficjalna wizyta na terenie diecezji lubelsko-chełmskiej 4 sierpnia 2004 r. Obserwując jego poczynania jako osoby która przewodzi największemu lokalnemu Kościołowi prawosławnemu nie mam wątpliwościMemorable will also remain his unofficial visit in the diocese of Lublin-Chelm on 4th August 2004 Watching his activity as a person who leads the largest local Orthodox ChurchWierzą oni w socjalne podźwignięcie ludzkości która- wedle ich poglądów-They believe in the social uplift of humanity which according to their viewis to come by putting the right men intothe right places by giving woman the franchise and by other methods of social reform.
Kiedy zaczęłam pisać tego bloga, po głowie chodziło mi wypracowanie mojego męża z II klasy technikum leśnego (w Tułowicach), od którego tak naprawdę chciałam zacząć pisać posty. Jednak podczas przeprowadzki zawieruszyło się gdzieś i pomimo kilkakrotnych, gruntownych poszukiwań nie udało mi się go odnaleźć. Wczoraj, szukałam dziecku zdjęcia do legitymacji i w kuferku wśród dokumentów leżała niepozorna, lekko zgnieciona kartka w kratkę formatu A5. Zainteresowałam się nią od razu, bo wiedziałam, że skoro jest wśród dokumentów, to musi być ważna. No i się nie myliłam, to wypracowanie Marcina, którego tyle szukałam. Myślę, że nie muszę nic więcej komentować- po prostu przeczytajcie: "WIOSENNE PRAKTYKI" Odkąd owładnęło mną myśliwskie hobby, nieodmiennie wiosenne obcowanie z przyrodą stanowiło dla mnie koronę osobistych emocji, więc każdy wyjazd na wiosenne praktyki przyjmowałem z radością. Praca w lesie, możliwość oglądania i zachwycania się jego pięknem wzbudzała we mnie pewien dreszczyk, odznaczający się wielkim podziwem dla człowieka wspomagającego środowisko leśne. Już podczas wyjazdu doznawałem pierwszych wrażeń, a szczególnie zachwycający był obraz budzącego się do życia poranka. Każdego dnia praktyk, po dotarciu na miejsce, wpatrywałem się w otaczający mnie las. Wówczas wciągałem pełną piersią rześkie, wiosenne powietrze, rozkoszowałem się nastrojem poranka, błądziłem wzrokiem po niebie i po szczytach drzew tak, że cała ta chwila przynosiła coraz większy spokój. Cisza ta przypominała mi o fragmencie z "Pana Tadeusza", którego wcześniej obowiązkowo uczyłem się na pamięć: "Cicho; próżno myśliwi natężają ucha; Próżno, jak najciekawszej mowy, każdy słucha Milczenia, długo w miejscu nieruchomy czeka; tylko muzyka puszczy gra do nich z daleka" Urok ten trwał krótko, gdyż nadchodził czas pracy. Myśl o tym, że będę sadził sadzonki, z których wyrośnie prawdziwy las, pchała mnie jeszcze bardziej do przodu. W większości praktyk sadziłem drzewka, ponieważ bardzo mi to odpowiadało. Pewnego dnia podczas przerwy śniadaniowej zastanawiałem się nad pięknem otaczającej mnie przyrody. Doszedłem do wniosku, że w lesie piękno jest wszędzie , trzeba je tylko umieć dostrzec i wchłonąć. Trzeba umieć patrzeć i czuć, widzieć i zachwycać się nim. Świadomość, że piękno takie istnieje i może być dostępne, opromieni niejedną chwilę ciężkiego życia, niejeden raz doda sił do walki. Tą całą otchłań piękna daje nam las, naszą zaś rzeczą jest nauczyć się korzystać z tego dobra, posiąść jak najdokładniej tą wartościową umiejętność, następnie zaś umieć ją zastosować. Wpływ lasu w moim życiu jest bardzo duży, więc każdy powrót do internatu oznaczał dla mnie pożegnanie się z nim, lecz nie na długo, gdyż świadomość o powrocie do niego następnego dnia napajała mnie ogromną radością. Od napisania tego tekstu minęło kilkanaście lat. Dziś Marcin jest leśniczym do spraw łowieckich w OHZ-cie. W międzyczasie zawsze pracował w lesie. Słowa powyższe choć tak dawno pisane, nadal są prawdziwe i znaczą tyle samo co dawniej. Kiedyś już pisałam, że dla mojego męża LAS= ŻYCIE i jak widać, tak jest już długo. Mogę tylko powiedzieć, że to właściwy człowiek na właściwym miejscu i pozazdrościć uwielbienia swojej pracy. Drodzy Państwo- takich mamy w kraju Leśników i Myśliwych. Powinni o tym wiedzieć przede wszystkim Ci, którzy myśliwego spostrzegają jako najgorsze zło, wyzywają od szkodników i morderców. Uwierzcie mi, że mój mąż jest zapalonym myśliwym i ma wiele zwierzyny na swoim koncie, ale Przyroda, Zwierzęta i Myślistwo, to dla niego świętość i jak większość CUDOWNYCH myśliwych, których znamy, przestrzega etyki łowieckiej jak dekalogu.
„Wyrażam wielką radość, że moim następcą został abp Migliore, były mój współpracownik w Nuncjaturze w Warszawie w latach 1989–1992. – Jest to najlepszy wybór, jaki można było sobie wyobrazić” – powiedział. Dodał, że powierzenie misji reprezentowania Stolicy Apostolskiej w naszym kraju tak doświadczonemu i cenionemu dyplomacie watykańskiemu świadczy o tym, iż Kościół w Polsce, a także Rzeczpospolita Polska cieszą się w Stolicy Apostolskiej specjalnym prestiżem. „Doświadczenia, które zdobył pracując w strukturach Kurii Rzymskiej, w Strasburgu, a także przy ONZ to kapitał nie do przecenienia, którego nie sposób nauczyć się z książek. Jestem przekonany, że kapitał ten w pełni wykorzysta dla dobra Kościoła w Polsce” – dodał Prymas Polski. Przyznał, że wielkim atutem, jakim dysponuje abp Migliore jest „olbrzymie doświadczenie: afrykańskie i polskie, pracy w Strasburgu, ale przede wszystkim doświadczenie bardzo skutecznej pracy w Sekretariacie Stanu Stolicy Apostolskiej, w jego drugiej sekcji, zajmującej się kontaktami z państwami”. Podkreślił też wagę pracy abp. Migliore na stanowisku obserwatora Stolicy Apostolskiej przy ONZ w Nowym Jorku. „Pracował tam skutecznie i owocnie przypominając, że wartości chrześcijańskie są nieprzemijające, a dziś winny być wyznacznikiem bytowania międzyludzkiego” – wyjaśnił. „To człowiek niezwykle pracowity, kompetentny, a przy tym ciepły i otwarty” – powiedział abp Kowalczyk. – Jest człowiekiem bezpretensjonalnym, który nie ma nic z bizantynizmu. Jest człowiekiem otwartym, o wielkiej zdolności do dialogu. Charakteryzuje go zatroskanie o to, co jest naszym wspólnym zadaniem, a więc autonomia i niezależność państwa i Kościoła przy równoczesnym współdziałaniu dla dobra człowieka w tych przestrzeniach, które nam są wspólne” – mówił. „Jest to człowiek, który nie pójdzie na żadne pochlebstwa, kierować będzie się realizmem, obiektywizmem, uczciwie oceniając sytuację i odpowiadając na wyzwania czasu, zgodnie z duchem, który jest nam wspólny, a jest nim duch nauczania Soboru Watykańskiego II” – skonstatował. Abp Kowalczyk wspominał, że przed kilkunastu laty w 1992 r. właśnie w Gnieźnie ks. Migliore był z nim, kiedy jako nuncjusz ogłaszał bullę papieską „Totus tuus Poloniae populus”. „Była to historyczna decyzja Jana Pawła II, która na przestrzeni tysiąclecia oznaczała największy całościowy podział struktur administracyjnych Kościoła w Polsce” – podkreślił. Przypomniał też, że wspólnie z ks. Migliore zaczęli pracować nad przygotowaniem Konkordatu Polski ze Stolicą Apostolską. „Pracowaliśmy według ducha Soboru Watykańskiego II, który jest nam wspólny. Jestem przekonany, że stosunki państwo-Kościół w tym właśnie duchu będzie nadal prowadzić” – powiedział. Abp Kowalczyk wyjaśnił, że „polityką” jest dla Kościoła realizacja przesłania Ewangelii, a więc sztuka budowania kompromisów, a nie konfliktów. „W stosunkach między państwem i Kościołem, należy być aktywnym, współdziałać, a nie konfliktować” – skonstatował. Mówiąc o specyficznych wyzwaniach, jakie stawia Polska, abp Kowalczyk nawiązał też do pojęcia „solidarności”. Ostrzegł przed reduktywnym używaniem słowa „solidarność” co – jak podkreślił – byłoby niezgodne z myślą Jana Pawła II. Przyznał, że pojęcie solidarności należy tłumaczyć w kategoriach globalnych, eklezjalnych, jako powołanie do działania dla dobra wspólnego człowieka, a nie tylko związku zawodowego. „Mam nadzieję, że księża biskupi będą darzyć nowego nuncjusza zaufaniem nie mniejszym niż mnie, a będę się cieszyć, jeśli będzie ono większe” – zakończył Prymas. Abp Celestino Migliore będzie gościł w Gnieźnie w najbliższą niedzielę, 12 września. Podczas krótkiej wizyty odwiedzi katedrę gnieźnieńską, gdzie będzie się modlił przy relikwiach patrona Polski św. Wojciecha oraz spotka się z Prymasem Polski abp. Józefem Kowalczykiem.
Andrea Gardini w nowym sezonie nadal pracował będzie w jastrzębskim klubie. Włoch doprowadził go do drugiego w historii mistrzostwa Polski. Gardini szkoleniowcem jastrzębian został w styczniu. Zastąpił wtedy zwolnionego Australijczyka Luke’a Reynoldsa. Podpisał umowę obowiązującą do końca rozgrywek. Zadebiutował zwycięskim meczem wyjazdowym z GKS-em Katowice. Choć pracował zaledwie trzy miesiące, spełnił marzenia siatkarskiego środowiska w Jastrzębiu-Zdroju, doprowadzając zespół do mistrzostwa Polski. W finale jastrzębianie nieoczekiwanie ograli głównego faworyta ZAKSĘ Kędzierzyn-Koźle. – Jeśli trener przejmuje zespół pod koniec fazy zasadniczej i w play offie wygrywa z wszystkimi zespołami w dwóch spotkaniach, a następnie staje naprzeciw faworyzowanej ZAKSY Kędzierzyn-Koźle i w obu meczach przeciwko niej dowodzona przez niego drużyna przegrywa pierwszego seta, a mimo tego wychodzi z rywalizacji zwycięsko, to nie mam żadnych wątpliwości, że jest to właściwy człowiek na właściwym miejscu – podkreślił Adam Gorol, prezes Jastrzębskiego Węgla. – Prezes poprosił mnie, o jedną rzecz – by zespół znalazł się w finale. Wiedziałem, że drużyna ma jakość w każdym elemencie i jeśli będzie gotowa, by cierpieć na boisku, to jest w stanie to zrobić. Niewielu wieszczyło nam końcowy sukces, w szczególności pokonania w finale ZAKSY. Ale zrobiliśmy to – dodał Andrea Gardini. 56-letni Włoch to jeden z najlepszych siatkarzy świata w latach 90. ubiegłego wieku. W kadrze Italii rozegrał aż 418 mecze. Siedmiokrotnie sięgał po tytuły mistrza kraju (jako zawodnik Messaggero Rawenna, Sisley Volley, Piaggio Roma, Daytona Modena), trzykrotnie został mistrzem świata (1990, 1994, 1998), cztery razy stanął na najwyższym stopniu podium mistrzostw Europy. Dwa razy był także medalistą olimpijskim. W Atlancie (1996) wywalczył z kadrą narodową srebro, natomiast w Sydney (2000) brąz. Jako zawodnik wielokrotnie triumfował również w Lidze Światowej oraz Pucharze Świata. Sukcesy Gardiniego zostały docenione. Jest członkiem amerykańskiej galerii sław siatkarskich Volleyball Hall of Fame. Ponadto w 2000 roku został odznaczony Orderem Zasługi Republiki Włoskiej. Jako trener asystował Andrei Anastasiemu w reprezentacji Polski, potem prowadził Indykpol AZS Olsztyn i ZAKSĘ, z którą zdobył mistrzostwo Polski i awansował do Final Four Ligi Mistrzów. W poprzednim sezonie pracował we włoskim klubie Gas Sales Piacenza, z którym rozstał się we wrześniu 2020. Nowa umowa z Jastrzębskim Węglem ma obowiązywać rok z opcją przedłużenia o kolejny. – Zdecydowałem się na pozostanie w Jastrzębskim Węglu, bo to jeden z najlepszych klubów w Europie i mamy szansę kontynuować w nim tę niesamowitą pracę także w przyszłości. To będzie zarówno dla mnie, jak i dla całego klubu wspaniałe wyzwanie – móc walczyć o najwyższe cele w PlusLidze oraz Lidze Mistrzów. Jako mistrz Polski z Jastrzębskim Węglem czuję się doskonale – podsumował Gardini. Na zdjęciu: Andrea Gardini przyszedł w trakcie sezonu i od razu spełnił marzenia jastrzębian o mistrzostwie kraju. Fot. Marcin Bulanda/Pressfocus
Rozmowa z prof. MONIKĄ BOGDANOWSKĄ, Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków – Ma Pani opinię fachowca jeśli chodzi o zabytki. Dlatego nie zdziwiliśmy się, że powierzono Pani stanowisko Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Jaka była pierwsza Pani decyzja? – Tych pierwszych decyzji było kilka. Między innym wszczęcie postępowania z urzędu o wpisanie do rejestru kilku zabytków, o których wiem, że jeśli tego nie zrobimy, to przestaną istnieć. – Jakie to są zabytki? – Póki nie zostanie zakończone postępowanie, nie mogę podać szczegółów, w każdym razie są to obiekty z terenu Krakowa. – Jaką ma Pani wizję swojej pracy, co chciałaby Pani zmienić, co osiągnąć? – Jestem przygotowana na to, że moja wizja pracy mocno zderzy się z realiami. Ale na pewno zależy mi na lepszej komunikacji ze społeczeństwem, wymianie informacji, otwarciu urzędu na nowe zagadnienia, kompetentne osoby i środowiska. To bardziej wyzwanie cywilizacyjne, bo cały nasz świat się zmienia, funkcjonuje inaczej, tkwienie urzędu w tym co było, nie ma już sensu. – Jest Pani znaną aktywistką miejską, twórczynią portalu „Nasze miasto w naszych rękach”, zabiera Pani głos w ważnych sprawach dla Krakowa i mieszkańców. W rejonie, gdzie ukazuje się nasza gazeta jest Pani znana z walki o tereny zielone, poznaliśmy się podczas walki o Park Duchacki. – Tak, bliskie mi są te tematy. Na pewno jest to kwestia tworzenia takiego jakby parasola ochronnego, związanego z wpisami obszarowymi do rejestru zabytków, dzięki czemu można mieć coś do powiedzenia przy tworzeniu planów zagospodarowania przestrzennego i uzgadnianiu inwestycji. Rozmawiamy o Krakowie, ale trzeba wziąć pod uwagę całe województwo, a tutaj tych problemów i dylematów jest całe mnóstwo. – W Krakowie chyba najmocniej ścierają się interesy inwestorów z działaniami aktywistów miejskich reprezentujących stronę społeczną. – To jest kwestia tego, że tutaj są największe pieniądze, opłaca się inwestować, ale tutaj też są pieniądze, żeby te zabytki chronić, dofinansować ich remonty i konserwację. Natomiast są też obszary ubogie, gdzie pieniędzy brakuje na zupełnie proste sprawy. Ja myślę, że moja troska skieruje się głównie w tamte miejsca. – Na forach społecznościowych, gdzie jest Pani obecna, są poruszane interwencyjne tematy dla konserwatora zieleni, przestrzeni, zabytków… Ale aktywni są nieliczni mieszkańcy, zdaje się, że większość jest na to obojętna. Podziela Pani to zdanie? – Jest tak, jak jest. Nie można tego przeceniać, ani nie doceniać. Kiedy ruszyła pierwsza taka akcja na Facebooku, gdy chodziło o ratowanie mozaiki na budynku Biprostalu, prowadziło ją kilka grup, poparcie było ogromne, zbierane były podpisy, ludzie poświęcali swój czas siedząc w różnych miejscach. To pokazało, że danie tylko lajka w internecie nie jest jednoznaczne z zaangażowaniem w daną sprawę. Ja z mojego doświadczenia w różnych akcjach oceniam, że to jest tak 2 do 3 proc. osób, na które można liczyć, że jak przyjdzie co do czego, to one się włączą i coś zrobią. Takie są realia i ja tego nie oceniam, tylko przyjmuję do wiadomości. – Jak ocenia Pani stan krakowskich i małopolskich zabytków? Jakie ma Pani narzędzia, aby je chronić? Co trzeba zmienić? – Bardzo dużo zależy od przepisów prawa, ustawa którą mieliśmy, formułowała pewne założenia, nakładała pewne obowiązki, ale nie dawała środków, aby je egzekwować, brakowało konkretnych rozporządzeń. Teraz to się znacznie poprawiło, mamy na przykład możliwość nakładania kar, jeżeli ktoś niszczy zabytek, takiej możliwości wcześniej nie było, możemy pewne zalecenia skrupulatniej egzekwować… To jest jednak kwestia urzędu, natomiast dla mnie sprawą podstawową jest wola ludzi, do których de facto te zabytki należą, mam na myśli przede wszystkim społeczności. Bo bez ich poparcia, bez ich chęci, wbrew nim nic nie zrobimy. Dobrym przykładem Zakopane, gdzie jednostkowy interes, osobisty zysk jest przedkładany nad dobro wspólne, co jest paradoksalne, bo wydawałoby się, że na Podhalu jest najsilniejsza tożsamość regionalna. Ale równocześnie jest też taka przewrotność góralska, że każdy rządzi swoim. – Jest Pani urzędnikiem państwowym, a nie samorządowym. Jak wyobraża sobie Pani współpracę z władzami miasta? – To jest kwestia kontaktów interpersonalnych, ludzie są różni, pewne sprawy są dla nich ważne, inne mniej istotne. Z jednym jest się łatwiej porozumieć, z innym trudniej. Ja ze swej strony dołożę starań do dobrych relacji, bo nie chodzi o to, aby coś forsować na siłę, lecz o wzajemną chęć współpracy. – Jaki jest stan konserwacji zabytków w Polsce? Z kim chce Pani współpracować, na kim się wzorować? – Jestem jeszcze przed takim spotkaniem, na którym poznam wszystkich konserwatorów wojewódzkich. Jeżdżę po Małopolsce i po kraju i uważam, że Polska jest niezwykle piękna, są miejsca, które budzą mój zachwyt. Są jednak pewne ułomności, wynikające na przykład z braku kształtowania krajobrazu i planowaniem przestrzennym. Ale wszędzie spotykam ludzi, którzy kochają swój region i troszczą się o niego. – Jakie miejsca w Małopolsce i w Krakowie są Pani szczególnie bliskie? – Na ziemi krakowskiej to rejon żywiecczyzny, która niestety nie jest pod zarządem Województwa Małopolskiego, bo ten sięga do Suchej, z którą związana jest moja rodzina. Jeśli chodzi o Kraków, to Piasek, który budzi też moje pasje badawcze. – Jest Pani córką Profesora Janusza Bogdanowskiego, który był wielkim autorytetem, znanym architektem i urbanistą, popularyzatorem sztuki ogrodowej. Jaką tradycję przekazał Pani, jakie wartości? – Na pewno była to najważniejsza postać w moim życiu i to kim jestem, zawdzięczam jemu i mamie, która także była konserwatorem dzieł sztuki. Tych wartości było wiele i trudno wybrać te najważniejsze. To są pewne życiowe imponderabilia i wszystkie miały dla mnie znaczenie. – Proszę powiedzieć, jaki jest Pani ulubiony artysta? – Nie będą tu bardzo oryginalna, ale Stanisław Wyspiański, który był człowiekiem o ciężkim charakterze, ale powiedział kilka zdań, które są także trochę moim mottem. Wedle opisów on generalnie bardzo nie lubił, jak ktoś do niego przychodził do pracowni i zawracał mu głowę. Ale gdy ktoś przyniósł mu rośliny, proste polne zioła, to on łagodniał, wpadał nad nimi w zachwyt. Często powtarzał: „Natura, natura, wszystko natura!”. Wyspiański też powiedział, że „Artysta musi umieć rysować, a gdy to potrafi, wszystko mu wolno”, czyli poradzi sobie ze wszystkim. A to wiąże się z moją wcześniejszą drogą życiową, bo byłam przez dwadzieścia lat nauczycielem rysunku. Rysunek uczy wrażliwości i otwarcia na świat. Jest bardzo ważny w moim życiu. – Co Pani najbardziej ceni? – To takie wysokie C… Ale myślę, że wierność. Jak człowiek ma jakiś wytyczony w życiu cel, ma swoją drogę życiową, jest wierny swoim przekonaniom. – Co Panią najbardziej śmieszy, a co najbardziej złości? – Co najbardziej? Śmieszą mnie małe dzieci i małe zwierzęta, ale chyba śmieszą one wszystkich. Generalnie lubię przyrodę, w niej znajduję wiele radości… A co mnie złości? Bezmyślność, gdy ktoś coś robi bez namysłu i refleksji, a to w konsekwencji przynosi wielkie szkody. – Proszę przedstawić swoją rodzinę. – Oczkiem w głowie są dzieci: moja wnuczka Blanka i siostrzenica Pola, one nas integrują, traktują się jak siostry, lubimy patrzeć jak się ze sobą bawią. – Podobno kocha Pani koty. – Koty zawsze snuły się po naszym domu. Kocham też ptaki, ale nie wyobrażam sobie ich w domu, to musi być dla nich okropne. – Jak Pani spędza wolny czas? – W wolnych chwilach lubię pracować (śmiech)… Mam swoje pasje, które nie kończą się po wyjściu z pracy, są jej kontynuacją. Ale proszę nie myśleć, że to pracoholizm… – Dziękujemy za rozmowę i życzymy powodzenia. Rozmawiali: Jarosław Kajdański i Krzysztof Duliński fot. (Kaj)
właściwy człowiek na właściwym miejscu